Fragmenty moich utworów

Krótka rozmowa o nienawiści

(fragment nowej powieści)


- Nienawiść - powtórzyła Ida - nienawiść do samej siebie. Czujesz to samo?
Dominika nie odpowiedziała. Czuła jak krople deszczu spadają jej na głowę. Trzęsła się z zimna i zapewne zdążyła już przemoknąć do suchej nitki. Ida sprawiała za to wrażenie jakby chłód nie robił na niej najmniejszego wrażenia skupiając się całkowicie wokół poruszonego tematu.
- Nie wiem jak ty, ale ja owszem. Czuję to - ciągnęła dalej jakby brak odpowiedzi jej koleżanki zupełnie jej nie przeszkadzał. - Każdego dnia kiedy patrzę na siebie w lustrze i widzę swoje brzydkie, okropne ciało mam ochotę się zabić. Najchętniej wzięłabym żyletkę lub nóż i cięła tak głęboko i mocno jak tylko potrafię. Tak mocno aż cała łazienka zalałaby się krwią. Aż padłabym z bólu i wyczerpania i nigdy więcej się nie obudziła.
- Przestań - szepnęła Dominika. Pomimo tego iż zdołała w jakiś sposób przyzwyczaić się do obsesyjnego wręcz zainteresowania śmiercią jej koleżanki to niektóre z jej wypowiedzi wciąż potrafiły wzbudzić w niej dreszcz strachu i niepokoju. Zwłaszcza iż wiedziała do czego Ida potrafi być zdolna. Wciąż pamiętała jak trzęsącymi się dłońmi owijała bandażem lepkie od krwi nadgarstki przyjaciółki i na myśl o tym incydencie poczuła iż po raz kolejny ogarnia ją przerażenie. Samo wspomnienie tamtego pamiętnęgo dnia kiedy patrząc w jej bladą jak papier twarz nabrała nieomal pewności, że Ida naprawdę umrze i tym razem nie zdoła jej uratować zostając mimowolnym świadkiem jej śmierci było wystarczające, aby przez wiele nocy budziła się z krzykiem. Nigdy wcześniej się tak nie bała jak właśnie w tamtej, potwornej chwili.
- Dlaczego mam przestać? - na ustach jej przyjaciółki pojawił się ten okropny, arogancki uśmiech, którego od zawsze nienawidziła. - Dlatego, że mówię prawdę i jestem po prostu szczera?
- Po prostu mogłabyś przestać! - złapała się na tym, że była o krok od podniesienia głosu na rówieśniczkę. - Nie mam ochoty tego słuchać po tym wszystkim - dodała po chwili przepraszającym tonem.
-  Niech ci będzie... - w tonie głosu Idy wyraźnie można było usłyszeć irytację - już nic więcej nie powiem.



Księżniczka szatana
Fragment rozdziału II


Cały następny kwadrans upłynął mu na ustalaniu szczegółów spotkania z Lilith. Dziewczyna miała przyjechać do Oslo pociągiem w przyszłą sobotę około godziny dziesiątej, a rolą Hendrika było odebranie jej z Sentralstasjon. Stracił poczucie czasu, lecz mimo wszystko wciąż pozostała w nim świadomość, że z pewnością musi być bardzo późno. Jeżeli koncert trwał około dwóch lub trzech godzin, a rozmowa z Lilith mniej więcej godzinę to musiało być około pierwszej lub drugiej w nocy. Księżyc świecił jasno na niebie, pomijając jego wątły blask wszędzie wokół panowały ciemności. Poza prześwitem pośród drzew w postaci ścieżki, którą tu przybyli i ścianą lasu nie było widać praktycznie niczego co by znajdowało się w oddali. Kiedy udało im się dojść do porozumienia i na kilka chwil zapadła niezręczna cisza, dziewczyna ponownie zadała Hendrikowi pytanie, którego się nie spodziewał. Dziwne pytania – kolejna rzecz, którą można dopisać do listy. 
- Kim jest szatan? 
Zupełna zmiana tematu rozmowy ponownie zbiła go z tropu, lecz nie w tym stopniu co poprzednim razem kiedy nagle dziewczyna zaczęła wypytywać go o poglądy na temat szpitala psychiatrycznego. Tym razem w jednej chwili chciała koniecznie poznać jego adres zamieszkania, aby umówić się z nim, by w następnej zaskoczyć go czymś kompletnie nowym i nieoczekiwanym.  
- Szatan? – powtórzył chcąc upewnić się, że o to właśnie go zapytała, lecz nie otrzymawszy żadnego potwierdzenia zamknął głęboko oczy i przez krótki czas starał się zastanowić nad najlepszą możliwą odpowiedzią jaka tylko przyjdzie mu do głowy. 
- Szatan to chyba Pan Zła, prawda? – wprawdzie odpowiedź Hendrika bardziej można było uznać za kolejne pytanie skierowane pod adresem Lilith to dziewczyna najwyraźniej wydawała się być usatysfakcjonowana tą odpowiedzią.  
- Bardzo dobrze – pochwaliła go niczym nauczycielka zdolnego ucznia, a on przez sekundę odniósł wrażenie jakby słyszał zupełnie zwyczajną, zachwyconą czymś nastolatkę. Dopiero rzut oka na jej czarny ubiór i błyszczące w księżycowym świetle przeróżne pentagramy oraz inne, nietypowe amulety sprawił, że błyskawicznie przypomniał sobie z kim tak naprawdę ma właśnie do czynienia. Ponownie błysnęły mu przed oczami niczym pojedyncza, wycięta z filmu klatka, pomalowane na czarno – biało twarze, zalany krwią wokalista oraz wspomnienie upiornej black metalowej atmosfery.  
- A co wiesz o szatanie? – ciągnęła dziewczyna wyraźnie nie dając za wygraną i dając mu do zrozumienia, że to nie koniec jej pytań. Mimo, że starał się cokolwiek wywnioskować ze sposobu w jaki go wypytywała w dalszym ciągu nie potrafił określić czy jest zła, smutna, zaciekawiona czy po prostu rozbawiona. Tak jakby otoczyła się zasłoną, zamykając swoje uczucia w klatce tak, aby nikt nie był w stanie się do nich przedostać. Hendrik przez chwilę starał się przypomnieć sobie wszelkie chociażby i strzępki informacji jakie w ciągu całego swojego życia usłyszał lub wyczytał na temat szatana. 
-Szatan to upadły anioł i Pan Zła. Stworzył piekło i pragnie przejąć od Boga władzę nad wszystkim i wszystkimi. Jest buntownikiem, który przeciwstawił się Stwórcy. Pragnie zniszczyć Jego i podporządkować sobie wszystkich ludzi. Ma na imię Lucyfer… 
- Stop, stop, stop – wpadła mu w słowo Lilith zupełnie jak nauczycielka odpytywanemu właśnie uczniowi. – Już popełniłeś swój pierwszy błąd. 
- Jaki? - Hendrik był zaskoczony. Przecież nic z tego co powiedział nie wydawało mu się odbiegać od rzeczywistości tym bardziej, że z wielką uwagą dokładał wszelkich starań, aby nie powiedzieć nic kontrowersyjnego i nie wyrażać własnych opinii na temat szatana ani tego wszystkiego co się tutaj wydarzyło dzisiejszego wieczoru i czego był świadkiem. 
- Imię – odpowiedziała najspokojniej w świecie. – Wbrew powszechnej opinii większości ludzi on wcale nie ma na imię Lucyfer. Nie ma żadnego Lucyfera. To jedynie głupia bajka. Chociaż w okultyzmie pojawia się taki anioł i jest przedstawiany jako jeden z czterech Cesarzy Piekła i pierwszy, lecz wcale nie największy przeciwnik Boga. Lucyfer był jedynie pierwszym wygnanym z niebios aniołem odpowiedzialnym za spowodowanie pierwszej wojny w niebie. Jego grzech polegał na tym, że pragnął odebrać Bogu władzę widząc w Jego miejscu samego siebie. Jego pycha sprawiła, że wydawał się sobie tak doskonały, że mógł zastąpić samego Stwórcę. Ale to jedynie okultyzm, a ja nie biorę tych wszelakich wyssanych z palca bredni o duchach zbyt poważnie. Imię Lucyfer jest tak naprawdę wynikiem błędnego tłumaczenia biblijnego tekstu: jakże to spadłeś z niebios, jaśniejący Synu Jutrzenki? Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody? *- zacytowała. – W rzeczywistości wersety te odnosiły się do babilońskiego króla, nie zaś do jakiegokolwiek anioła. 
- Rozumiem – powiedział zaskoczony chłopak. Musiał przyznać przed samym sobą, że on sam również niczym nie różnił się od tej większości ludzi o których wspomniała. Przez całe życie żył w przekonaniu, że imię największego biblijnego antagonisty brzmi nie inaczej jak właśnie Lucyfer. 
- Zapamiętaj więc, że nie ma żadnego Lucyfera – dobitnie oświadczyła Lilith – ale istnieje Samael. 
- Samael? A kto to taki? – zapytał chcąc po pierwsze upewnić się, że dobrze usłyszał to imię i niczego nie przekręcił, a także dlatego, że jeszcze nigdy nie słyszał o jakimkolwiek Samaelu i nic mu to nie mówiło. 
- Tłumacząc z hebrajskiego lub aramejskiego jego imię oznacza: boża trucizna, ślepy bóg. Tak, Samael – wydawało mu się, że dziewczyna niemalże z fascynacją i czcią powtarza to tajemnicze imię. 
- Dlaczego więc wszyscy mówią szatan albo Lucyfer? – zapytał, bo kwestia ta niesamowicie go nurtowała. Jeżeli ta dziewczyna miała rację w tym co mówiła co było bardzo                    prawdopodobne ponieważ sprawiała wrażenie obeznanej w tej tematyce wówczas okazywało się, że wszystko to w co dotychczas wiedział, co przekazała mu babcia oraz co usłyszał przez te wszystkie lata było jedną wielką pomyłką lub kłamstwem. Lilith zamiast mu natychmiast odpowiedzieć odchyliła głowę w tył roześmiała się i to tak głośno i donośnie iż Hendrik miał wrażenie, że zaraz ktoś (choć nie do końca wiedział kto, gdyż pozostali black metalowcy już chyba sobie dawno stąd poszli) ich usłyszy i tutaj przybiegnie. Dziewczyna poprawiła włosy i starała się bezskutecznie przez kilka chwil nad sobą zapanować jednak wciąż co kilka sekund wybuchała niepowstrzymanym chichotem, który wstrząsał całym jej ciałem. Gdy w końcu udało jej się opanować w stopniu pozwalającym na dalszą dyskusję ponownie powróciła do tematu rozmowy. 
- Nie wiem dlaczego, ale chrześcijanie są tacy zabawni. Słowo „szatan” oznacza w języku hebrajskim po prostu wroga, przeciwnika. Nic ponadto. Mówią o swoim wielkim wrogu nie znając nawet jego prawdziwego imienia. Czyż to nie żałosne? 
Chłopak nie odpowiedział jej na to pytanie. 
- Wprawdzie niektórzy twierdzą, że Samael to nie szatan. To kwestia sporna ponieważ ani w Biblii ani nigdzie indziej nie jest konkretnie podane o którego dokładnie z aniołów chodzi. Jednak pewne jest to, że to właśnie ten anioł nakłonił Adama i Ewę do popełnienia ich pierwszego grzechu, a to czyn przepisywany właśnie owemu legendarnemu przeciwnikowi o którym tyle mówi Pismo Święte. Nie wiem jak ciebie, ale mnie to przekonuje – rzuciła w jego kierunku znaczące spojrzenie. - Samael był niegdyś potężnym aniołem. Przywódcą chóru Serafinów stojących najwyżej w hierarchii aniołów. Przewyższał swoją wiedzą i chwałą wszystkich swoich pozostałych pobratymców i od samego początku był ulubionym, najbliższym aniołem Boga, zrodzonym z Jego blasku szóstego dnia stworzenia. To on wykonywał wszystkie Jego wyroki, najczęściej śmierci. To on prawdopodobnie był trzynastą plagą, mordując pierworodnych w Egipcie. On powstrzymał Abrahama w ostatniej chwili przed zabiciem własnego syna przytrzymawszy jego rękę – Lilith zaczerpnęła głęboki wdech jakby właśnie za chwilę miała opowiedzieć o czymś w rodzaju własnej rodzinnej tragedii – Aż pojawił się człowiek. Pełna grzechu, brudu, hańby i głupoty istota, która nie dorastała jemu ani w ogóle aniołom chociażby do pięt. I wiesz co wówczas rozkazał Bóg? Kazał wszystkim swoim aniołom oddać pokłon nikomu innemu jak właśnie człowiekowi. I większość zrobiła to. Ale nie Samael. On jeden, jedyny anioł widział błędy swojego Stwórcy i miał odwagę powiedzieć mu: nie. Istota zrodzona ze światła nie pokłoni się istocie ulepionej z błota – to wówczas odpowiedział Bogu Samael. I odszedł zabierając jedną trzecią aniołów ze sobą. Od tamtej pory trwa wojna. To Bóg ją rozpoczął, ale Samael ją zakończy. 
- Dlaczego jesteś tak bardzo o tym przekonana? I co takiego w nim widzisz? Przecież sama jesteś człowiekiem - nie miał pojęcia skąd, ale odwaga do zadania tych wszystkich pytań sama się w nim pojawiła. Ku jego zdziwieniu Lilith nie czekała z odpowiedzią nawet sekundy.  
- Samel nie oddał pokłonu istocie niższej od siebie. Nie pozostał ślepo posłuszny niesłusznemu rozkazowi. Wybrał wolność zamiast niewolnictwa. I ja również w ślad za nim wybieram wolność. Masz prawo grzeszyć. Każdy ma prawo do grzechu i wolności, podejmowania własnych decyzji. Ty decydujesz jak chcesz żyć, a nie ustalone z góry rozkazy. Nie jesteś sługą, nie powinna cię za to po śmierci spotykać jakakolwiek kara. To twój los. I tak jak Samael powinieneś dokonać wyboru, zadecydować o tym co cię spotyka. To właśnie chciał przekazać nam ludziom, podarowując nam jabłko. Pokazać nam ścieżkę ku wolności, drogę ucieczki od Boga, otworzyć oczy na to, że nie jest On nieomylny. Jahwe to okrutny, zawistny tyran, a każda tyrania prędzej czy później musi w końcu upaść. Zwycięstwo Samaela jest bliskie, a świat będzie należał do tych wszystkich, którzy oddadzą mu należny i zasłużony pokłon oraz przyłączą się do niego i jego aniołów, aby walczyć u ich boku. Pamiętaj o tym Hendriku Karlsenie, wybór należy wyłącznie do ciebie. Na tym świecie już toczy się wojna i to ty decydujesz o tym po czyjej jesteś stronie.
* Biblia Tysiąclecia, Księga Izajasza, 14, 12

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz